Header

wtorek, 21 czerwca 2016

A gdyby tak wreszcie przestać być bohaterką...?

Wczoraj wieczorem dopadła mnie ta myśl. Tuliłam dzidziula, karmiłam, obserwowałam jak powoli odpływa w krainę snu i marzeń. Usnęła. Leżę obok, obserwuję to cudo i wreszcie mam chwilę, żeby spokojnie pomyśleć i podsumować dzień. Uderza mnie myśl, że z kimś się ścigam. Już nie jestem pewna, czy z samą sobą, czy sobie sama podnoszę poprzeczkę, czy może dopadły mnie tzw. mommy shamers i na siłę im próbuję coś udowodnić.




Znacie mommy shamers? Na pewno znacie. :) W każdej grupie jest przynajmniej jedna taka mama, która po pierwsze próbuje każdej innej mamie udowodnić, że jest najgorszą matką świata, a po drugie jest mistrzynią narzekania i udowadniania, że to przecież ona ma najgorzej. Zwykle taka mommy ma całą gwardię ludzi do wychowywania dziecka: wsparcie męża, który kończy pracę codziennie o 17, wparcie obu babć, które chętnie na zmianę biorą malucha na weekend, a czasami nawet i nianię, i gosposię. Tak, tak, ona ma najgorzej i ma najwięcej powodów do narzekania. :) Dalsze cechy charakterystyczne? No, tu już bywa różnie: albo karmi piersią do 3 roku życia swojej pociechy, albo tuż po wyjściu ze szpitala okazało się, że wcale nie miała pokarmu, więc była zmuszona używać mieszanki. Tak czy owak masz przerąbane: jeśli karmisz piersią za krótko lub za długo, mommy shamer cię dopadnie i skomentuje to-i-owo.

Nigdy nie miałam w zwyczaju narzekać. Zawsze uważałam, że trzeba brać życie za rogi. Nie zważać na przeciwności losu, cieszyć się tym pozytywnym, co daje nam świat i kombinować tak, żeby z tego wszystkiego zrobić coś najpiękniejszego. No, i powiem Wam, że z takim nastawieniem całkiem dobrze mi się żyje. Powoli do przodu, realizuję swoje cele i jestem szczęśliwa. 

A co do narzekania na macierzyństwo i wychowanie malucha. Tego w ogóle nie rozumiem. Mała skończyła niedawno roczek - to ile miłości, radości, uśmiechu, pozytywnej energii jest wokół nas każdego dnia dzięki niej jest totalną MAGIĄ. Macierzyństwo jest dla mnie ogromną przyjemnością. Oczywiście, zdarzają się nieprzespane noce, zdarza się, że razem z nią płaczę, bo ząbkuje i nic nie pomaga, zdarza się, że wygina się w pałąk i próbuje postawić na swoim. Ale to jest przecież NORMALNE i spotyka każdego rodzica. Dla mnie najważniejsze jest to, że jest zdrowa i szczęśliwa. Nie śmiem narzekać, bo boję się, że los uzna, że nie doceniam tego, co dostałam. A ja bardzo doceniam! Dlatego nie narzekam i cieszę się macierzyństwem. Cieszę się wszystkimi małymi rzeczami, które mnie i ją codziennie spotykają. I wiecie co? Wydaje mi się, że to jest właśnie klucz do szczęścia. Dopóki widzę te małe dobre rzeczy i je doceniam, dopóki mnie zaskakują i zadziwiają, to znaczy, że wszystko ze mną OK i nie zgubiłam się w tym skomplikowanym świecie. Przykro tylko, że nie wszyscy potrafią tak o życiu myśleć.

Dlaczego mam dosyć bycia bohaterką??? Bo jestem - jak to z przymrużeniem oka nazywam - samotną mamą przez 5 dni w każdym tygodniu. Tak się życie potoczyło, że na razie nasza rodzina żyje na dwa miasta. Na mojej głowie jest wychowanie małej i opieka nad nią, dbanie o dom i ogród, płacenie rachunków, praca, gotowanie, sprzątanie, prasowanie, ogarnięcie samej siebie (mimo wszystko wolę nie straszyć wychodząc na ulicę - halloween jest tylko raz do roku ;)). Nie narzekam, jestem perfekcjonistką i - jak to mawia mój Mąż - mam pier***** na punkcie porządku w domu. Nie pomagają mi babcie, młoda chodzi do żłobka, codziennie sama ją zawożę i odbieram. Znajduję czas, żeby każdego dnia ugotować jej świeży posiłek do "szkoły". Codziennie spacerujemy. Nadal karmie piersią. Mała pięknie się rozwija i w niektórych umiejętnościach prześcignęła swoich 2-letnich kolegów. W moich włosach nie znajdziesz chrupek z wczoraj, paznokcie są zawsze pomalowane, a na cienie pod oczami mam kilka makijażowych trików. Udaje mi się to wszystko robić tylko i wyłącznie dlatego, że minimum jedną noc w tygodniu mówiąc potocznie zarywam. Śpię 2-3 godziny, ale budzę się rano z satysfakcją, że nie zginiemy w domowym brudzie, a wszystkie śpiochy są pięknie wyprasowane.

Tak, radzę sobie i nie narzekam. Znalazłam na to wszystko JAKIŚ sposób i JAKOŚ sobie radzę. Ale wiecie co? Czasami mam dosyć bycia bohaterką. Bo to nie jest normalne, że zarywam noce, że pracuję jak szalona, że jestem zwariowanym zadaniowcem, który próbuje mieć wszystko pod kontrolą. Bohaterów nikt nie docenia. Docenia się tych, którzy sobie z niczym nie radzą i narzekają. Mam dosyć bycia osobno i nie chcę już żyć na dwa miasta. Chcę mieć Męża codziennie w domu (choćby nawet po 19) i celebrować z nim małe przyjemności, które codziennie funduje nam nasza córka. 

Wreszcie chcę też przestać się przejmować tymi wszystkimi mamowymi bzdurami. Zabierz smoczek dziecku do 9 miesiąca życia. Karm piersią minimum 2 lata. Twoje dziecko powinno samo korzystać z nocnika mając maksymalnie 18 miesięcy. Kończąc roczek powinno już jeść sztućcami i w ogóle nie brudzić się podczas jedzenia. Nie zrobiłaś tego wszystkiego? Shame on you! 

Uroczyście informuję, że moja córka będzie korzystać ze smoczka tak długo jak będzie miała na to ochotę. Karmienie piersią już pomału zaczyna mnie męczyć i pewnie do sierpnia temat zakończę. Polowań na nocnikowe siusie mam już dosyć i poczekam aż mała zacznie swoje potrzeby w tym zakresie komunikować. Dopóki nie lubi łyżki i widelca, będzie jadła jak barbarzyńca rączkami i już. Mimo tego wszystkiego i tak wiem, że jestem i będę najlepszą wersją mamy jaką mogę być. Nie będę słuchać shamers'ów, a już na pewno nie będę się z nimi porównywać. Narzekać nadal nie będę, moja głęboko schowana joie de vivre jest, ma się dobrze i trzyma mnie w ryzach. Nie mam czego nikomu ani samej sobie udowadniać, bo jest dobrze. Poprzeczka jest na właściwej wysokości i co najważniejsze codziennie do niej doskakuję. Narzekaczom powiem, że powinniście zacząć doceniać to, co macie, bo naprawdę moglibyście mieć gorzej. Wieczorem wrócę do mojego różowego świata, który tymi ręcami stworzyłam i będę tam bohaterką sama dla siebie. Because I am a Superwoman. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz