Poprzedni weekend był dla nas nieco
szalony, ale sprawił, że jestem dumny z mojej żony. Pół roku temu namówiłem ją,
żeby wystartowała w wyścigu kolarskim Poznań Bike Challenge na dystansie 100
km, który odbył się właśnie w sobotę. Na starcie stanęło niemal 2000
zawodników, podzielonych na 10 sektorów. My startując z trzeciego nie byliśmy w
stanie zobaczyć końca peletonu – największego w Polsce!
Przed startem zdecydowałem, że
poświęcę moje ambicje na sprawdzenie się w takiej stawce i pojechałem jako
support dla żony (choć przyznam, że wynikało to również z mojego
nieprzygotowania, bowiem obowiązki przedślubne mocno ograniczyły nasze
jakiekolwiek treningi). Cele przedstartowe
były dwa. Pierwszy ukończyć – sukces; drugi ukończyć w czasie poniżej 5 godzin,
czyli średnio 20km/h. – rewelacja. Nie
byłbym sobą, gdybym nie zrobił mojego celu dla M. – mega rewelacja – ukończyć
poniżej 4 godzin, czyli średnio 25km/h.
Pierwsze 25 km przejechaliśmy w
tempie 27,5 km/h czyli w fajnym tempie, wiało z przodu, więc musiałem trochę
mocniej pracować. Od ok 40 kilometra M. troszkę zaczęła podupadać na siłach i
po raz pierwszy padło pytanie, czy już wracamy. Największy kryzys mieliśmy
oboje ok 70 km, na nierównej drodze jechaliśmy powoli i nie mieliśmy sił. M.
była bardzo zmęczona i marudna i mi też zaczęło się udzielać marudzenie. Bolały
nas tyłki i mieliśmy wszystkiego dość. Udało się jednak przetrzymać kryzys i
ostatnie 15 km, gdy M. już wiedziała gdzie jest poszło z górki. Sam się
dziwiłem skąd w mojej żonie tyle energii po przejechaniu 85 km, żeby utrzymać
się na kole ze średnią ok 30km/h i jeszcze mnie poganiać J. Ostatecznie udało się
ukończyć z czasem poniżej 4 godzin, wprawdzie troszkę pomagałem M. ale
kolarstwo to w końcu sport zespołowy!
Choć myślałem, że tempo 25 km/h
nie powinno mnie za bardzo zmęczyć, jednak pomaganie i podpychanie M. do trzech
wyprzedzających nas peletonów oraz pod górki spowodowało, że po wyścigu padłem
i byłem bardziej marudny niż M. J
Gratuluję żono!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz