Header

niedziela, 13 marca 2016

Z przymrużeniem oka: czy rodzicielstwo zabija małżeństwo i romans? :)

Dzidziul śpi, szanowny Małżonek w międzyczasie też padł, a ja... czekam aż wywiruje pralka. Ot, taki zwyczajny niedzielny wieczór matki polki. ;)

Kiedyś (co datuje się na PD, czyli erę "przed dzieckiem") niedzielne wieczory spędzaliśmy razem. Będąc na fali fascynacji masażem tajskim obiecaliśmy sobie, że co niedzielę nawzajem będziemy się masować. Poza oczywistym cudownym aspektem fizycznym, spędzaliśmy ze sobą dwie godziny skupieni tylko na sobie i wspólnej wymianie myśli. Przecież najcenniejsza rzecz, którą w dzisiejszych czasach możemy sobie dać to właśnie czas, ten spędzony razem. To był fantastyczny pomysł: nowy tydzień zaczynaliśmy zrelaksowani, zresetowani i naładowani pozytywną energią.


A dziś... Dziś jest już inaczej. :) Kilka tygodni temu stwierdziliśmy, że wracamy do dawnego zwyczaju i niedzielne wieczory będą naszymi randkami. Chyba usłyszała to nasza córka, wystraszyła się, że szykuje się rodzeństwo i teraz każdy niedzielny wieczór upływa nam na parogodzinnym usypianiu niemowlaka. ;) Więc randek nie ma. Ale czy to znaczy, że jest gorzej, a nasze małżeństwo straciło na jakości...?

Na pewno perspektywa żony jest inna niż perspektywa męża. Z mojego subiektywnego punktu widzenia wiele zmieniło się odkąd pojawiło się dziecko, ale nasze małżeństwo zdecydowanie na tym zyskało. Oczywiście, bardzo zmienił się nasz styl życia. Kiedyś bardzo dużo podróżowaliśmy, decyzje o wyjściu do kina, teatru czy na Bałtroczyka do Łodzi podejmowaliśmy dość spontanicznie: wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy. Nie jesteśmy typem rodziców, którzy są otoczeni gromadką niań, a w każdy weekend oddają dziecko jednej lub drugiej babci. Przez 9 miesięcy życia naszej córki tylko jeden wieczór spędziła u babci. Nie chcemy ominąć żadnej ważnej dla niej chwili i uwielbiamy być razem. Tym sposobem wyjścia kulturalne uległy sporym ograniczeniom. ;) Całkiem nieźle jest natomiast z podróżami: nasz 9-miesięczniak zaliczył już 6 wycieczek weekendowych lub dłuższych. Nasza codzienność też się nie zmieniła: oboje pracujemy, normalnie robimy zakupy, gotujemy, sprzątamy, przyjmujemy gości. Udaje mi się znaleźć czas na sport czy typowo kobiece sprawy jak fryzjer czy kosmetyczka. Musiało zmienić się moje podejście do życia i pewnie tu sporą różnicę widzi mój Mąż. Kiedyś przecież to on był centrum mojego wszechświata i wszystkie moje działania prowadziły do niego. Teraz - tym bardziej jako mama karmiąca piersią - te proporcje trochę się zmieniły i nie ukrywam, że często to potrzeby dziecka są najważniejsze.

To gdzie dla mnie zmieniło się jednak najwięcej to aspekt emocjonalny. Przed porodem myślałam, że kocham mojego Męża najmocniej jak się da. Wspólny poród, jego wsparcie, narodziny małego bąbla, który jest jego kopią jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyły. Cokolwiek by się nie wydarzyło wiem, że jesteśmy już na zawsze nierozłączni: powołaliśmy na świat życie i cokolwiek by się nie działo ona będzie nas łączyć, zawsze będziemy jej rodzicami. Wiem, że dla niej będziemy silniejsi, będziemy jeszcze lepszą drużyną. Że w chwili kryzysu to dla niej jeszcze mocniej będziemy walczyć o ten związek. Że dla niej będziemy jeszcze bardziej ambitni, będzie chciało nam się więcej, odrzucimy nic-nie-chcenie i strach. Wiem, że to wszystko ma teraz sens nie tylko dlatego, że my się kochamy, ale też dlatego, że jest ona. Mówi się, że to dziecko robi z kobiety mamę. Ja myślę, że to właśnie mój Mąż zrobił ze mnie mamę, pozwolił mi spełnić moje największe marzenie i dał mi najpiękniejszy prezent. Za to wszystko czuję do niego tak ogromną wdzięczność, że nie potrafię jej wyrazić słowami. Wiem już, że wtedy nie kochałam Cię najmocniej. Wiem, że teraz kocham Cię najmocniej, że Ty i ona jesteście najważniejsi, że bez Was nie ma mnie. Że jesteś wszystkim, że dałeś i dajesz mi to co najcenniejsze.

Czy w perspektywie tego uczucia brak niedzielnych masaży jest jakąkolwiek stratą...? Ehhh, nieee. :) Spróbujemy w sobotę w czasie jej południowej drzemki. Jak się nie uda to w kolejną niedzielę. A jak znowu nie wyjdzie, to właściwie co z tego. Najważniejsze, że nasz dom wypełnia śmiech tego największego cudu świata, a miłości jest tak wiele, że aż czuć ją w powietrzu. 

Kocham Cię, Mężu! :)

Żona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz