Header

poniedziałek, 7 marca 2016

Wielkie powroty i nowe początki...

Drogi Pamiętniku / Kochany blogu!

Miałeś być dziennikiem momentów z naszego życia, a przytrafiła nam się dość długa przerwa w relacjonowaniu zdarzeń. Ostatni wpis jest z października 2014 - och, ile się wydarzyło od tego czasu. :)

Muszę przyznać, że rok 2014 był chyba najbardziej spektakularnym rokiem mojego życia. Zresztą kontynuację tych wydarzeń już w 2015 można podobnie określić. Czyżby 2016 był spokojniejszy, upływał pod hasłem "wracam do dawnej siebie" i pozwalał na dużo głębokich przemyśleń? Ciężko to stwierdzić po zaledwie 2 miesiącach, ale na pewno jest inaczej i trochę bardziej, hm, stabilnie.

Z moim jeszcze wtedy nie Małżonkiem często mówiliśmy, że jeśli już mielibyśmy kiedyś wziąć ślub, to od razu chcielibyśmy założyć rodzinę. Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy! Ale chyba żadne z nas nie spodziewało się, że już tydzień po ślubie będziemy w stanie odmiennym. :) Nauczeni zasłyszanymi historiami pomyśleliśmy, że lepiej zacząć się starać wcześniej niż później, bo nigdy nie wiadomo kiedy się uda. W planach i marzeniach była jeszcze podróż poślubna gdzieś daleko, może do Tajlandii i wydawało nam się, że wszystko uda się zgrać: zaczniemy się starać o malucha, skoczymy na miesiąc miodowy, a gdzieś za pół roku pewnie zobaczymy dwie kreski na teście ciążowym. Będę szczera: ja byłam chyba bardziej sceptyczna. Mój Mąż był prawie pewien, że za pierwszym razem się udało. To był koniec września, sobota rano, test wyszedł pozytywnie, a my byliśmy ogromnie szczęśliwi. Osiem miesięcy później na początku czerwca 2015 powitaliśmy na świecie naszą przecudowną córeczkę. :)

A dalej poszło już standardowo i podręcznikowo: skoro wzięli ślub i spodziewają się dziecka, to najwyższy czas, żeby poszukać większego lokum. Powiedzmy, że same poszukiwania nie były zbyt łatwe (o tym pewnie w innym wpisie), ale mieliśmy dużą motywację (o tak, mój brzuch nie należał do najmniejszych). ;) Na dwa miesiące przed porodem wprowadziliśmy się do przeuroczego domeczku na przedmieściach. 

Do szczęśliwego obrazka brakuje jeszcze jednego elementu. Ale... Nie, psa jeszcze nie kupiliśmy i na razie nie zamierzamy. ;)

Półtora roku, ciąża, dziecko, remont, wyprawka, dom... Nie nudziliśmy się. Śmieję się, że po tak spektakularnym roku teraz naprawdę dopadła nas szarość dnia codziennego. :) Nic bardziej mylnego. Mamy umiejętność wypełniania sobie dni po brzegi zajęciami, a poza tym z naszym gzubem nigdy nie wiadomo, co przyniesie następna minuta. 

Skąd ta nagła potrzeba pisania? Po pierwsze, bo wreszcie bywają momenty, kiedy mam chwile czasu tylko dla siebie. Po drugie, bo zawsze dużo rozmyślałam o życiu. Teraz jako żona i mama tych przemyśleń mam jeszcze więcej. Po trzecie, bo obserwując świat mam wrażenie, że prowadzimy z moim Mężem batalię ze stereotypami. Mało w naszym życiu tego co przeciętne i normalne, może warto się tym dzielić i pokazywać, że można żyć inaczej. Po czwarte, bo sama lubię czytać o kimś lub o czymś co może mnie zainspirować, pomóc zmienić coś w moim życiu lub rozwiązać problem. 

Do następnego! :)

Żona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz